Patronat
Swan, Richard - "Tyrania Wiary"
Mitchell, David - "Utopia Avenue"
Ukazały się
Niven, Larry & Pournelle, Jerry - "Pyłek w Oku Boga"
Silverberg, Robert - "W dół do ziemi" (Wymiary)
Silverberg, Robert - "Księga czaszek" (Wymiary)
Kristoff, Jay - "Cesarstwo potępionych" (czarna)
Przechrzta, Adam - "Antykwariat pod salamandrą"
Revis, Beth - "Star Wars. Księżniczka i łajdak"
Scalzi, John - "Wojna starego człowieka" (Wymiary)
Zajas, Krzysztof - "Taniec piżmowych szczurów"
Linki
|
|
|
Wydawnictwo: Vesper Tytuł oryginału: Usher's Passing Tłumaczenie: Adam Robert Winnicki Data wydania: Lipiec 2023 Wydanie: I ISBN: 9788377314586 Oprawa: twarda Format: 140x205 mm Liczba stron: 552 Cena: 74,90 zł Rok wydania oryginału: 1984 Wydawca oryginału: Holt, Rinehart, and Winston
|
„Dziedzictwo Usherów” to niemal klasyczna powieść grozy, z domieszką gotyckiego horroru. Wydana w 1984 r., ma już prawie czterdzieści lat. Książka z gatunku tych przykurzonych i być może oldskulowych. Bowiem pochodzi z czasów, kiedy literacki horror mógł święcić triumfy. Głównie dzięki Stephenowi Kingowi, który był w latach 80. pisarską gwiazdą rocka.
Z tej perspektywy patrząc, lektura „Dziedzictwa Usherów” przypominała mi „stare dobre czasy” i aż chciało mi się kilka razy westchnąć dziadersko, że „kiedyś to było jakoś fajniej”. Nie wiem, czy moje wrażenia są jakoś adekwatne do obecnej sytuacji czy kondycji literackiego horroru. Tak czy siak, lektura „Dziedzictwa Usherów” przypomniała mi czasy, kiedy chętnie sięgałem po horrory, a kiedy to robiłem, trafiałem na „Miasteczko Salem”, „Lśnienie”, „Cujo” lub „To”.
Fakt, że Robert McCammon wziął w tej powieści na tapet Edgara Allana Poe jako źródło inspiracji, jest oczywistością, ale nie sposób od niej uciec, pisząc o „Dziedzictwie Usherów”. Poe zresztą pojawia się w tej powieści jako jej pośledni bohater. Już na początku spotykamy go w trakcie konfrontacji z jednym z przedstawicieli rodu Usherów, który wyrzuca mu, że zniesławił jego ród. I także od początku podejrzewamy, że Poe ledwie otarł się o prawdę, która jest bardziej przerażająca. Następnie fabuła przeskakuje do współczesności, tj. do przełomu lat 70. i 80. XX wieku, lub nawet początku tych ostatnich. Ród Usherów ma się dobrze a wydarzenia śledzimy z perspektywy jednego z przedstawicieli, który żyje trochę na uboczu interesów rodziny. Rix Usher jest bowiem niespełnionym pisarzem. Pewne wydarzenia jednak zmuszają go do powrotu w rodzinne strony. Do rodowej siedziby i do reszty swojej rodziny, ku łożu umierającego ojca. Usherowie są potentatami w branży zbrojeniowej, bajecznie bogatymi (kilka miliardów na koncie). I pełnymi tajemnic. Atmosfera w domu jest duszna i przygnębiająca. Nie tylko z powodu posępności i unoszącego się wokół „zapachu” śmierci Walena Ushera. Z czasem na jaw zaczynają wychodzić inne sekrety i pojawiać się niepokojące pytania. A Rix (nie jedyny, ale zdecydowanie wiodący bohater) musi się skonfrontować z tajemnicami z przeszłości.
Jedno trzeba od razu McCammonowi oddać – stworzył fabułę gęstą i bogatą. Atmosfera w Usherlandzie jest ciężka. Nie od grozy, ale bije z niej pewna duszność rodzinnych zaszłości, tajemnic i dramatów, które Rix stara się zrekonstruować. Wszystkie zbiegają się w Twierdzy, starej i już opuszczonej rezydencji Usherów, służącej obecnie bardziej jako magazyn rodzinnej przeszłości, choć nie tylko. Dodatkowo gęstniejącą atmosferę wzmagają zaginięcia dzieci, które – jak się okazuje – zdarzają się w okolicy Usherlandu cyklicznie. Horror początkowo nie dominuje, przejawia się bardziej w niedopowiedzeniach, tajemnicach z przeszłości, która przeżera Usherów, prowadząc do nieuknionego zepsucia. Jednak kiedy już karty zostają wyłożone na stół, to nie mamy wątpliwości, że będzie tradycyjnie horrorowo. I może właśnie to mi rzutowało na ocenę powieści. Kiedy pojawia się to, czego czytelnik ma się bać, ucieleśnione, spersonifikowane – właśnie wtedy ze mnie ulatuje cały niepokój i strach, który horror ma wzbudzać. A fabuła staje się w gruncie rzeczy gatunkowo typowa. Tak samo było z powieściami Stephena Kinga, choćby z „Miasteczkiem Salem”, które – dopóki zło nie ucieleśniło się w całej okazałości – wygrywało właśnie narastaniem atmosfery grozy. Wsiąkaniem jej w małomiasteczkowy klimat, wydobywaniem ze zwykłych ludzi zwykłego zła, bez konieczności nadprzyrodzonych/niesamowitych interwencji. U McCammona jest podobnie, aczkolwiek spersonifikowanego zła można się w zasadzie spodziewać od początku. Pojawiające się przekazy o Dyniowatym, Królu Gór, Żarłocznym Bebechu w końcu przestają być spooky stories, którymi straszy się dzieci.
Jednak powyższe zastrzeżenia to w zasadzie nie zarzuty, a krytyka samych założeń/składowych gatunku, jakim jest horror, zatem spokojnie można je pominąć i cieszyć się konwencją. Bowiem Robert McCammon udowadnia, że potrafi zajmująco opowiadać i – być może – kogoś nawet przestraszy. A jeśli nie, pozostaje bogata i interesująca fabuła. Bowiem jest sporo mrocznych tajemnic do odkrycia.
Tak się złożyło, że drugą połowę powieści zaczynałem czytać już po obejrzeniu „Zagłady Domu Usherów”, ośmioodcinkowej interpretacji dzieła E.A. Poe, którą stworzył dla Netflixa Mike Flanagan (którego miłośnikom kinowej i serialowej grozy przedstawiać nie trzeba). W dziele tym reżyser inaczej rozłożył akcenty. To nadal horror, ze „wstawkami”, które mają widza przerazić, czy wzbudzić niepokój. Ale nacisk został położony nie na straszenie niesamowitością (które zresztą u Flanagana nigdy nie jest sednem opowieści), a na opowieść o zepsuciu. O trawiącej latami chciwości, która dając wszystko (bogactwo i prestiż), jednocześnie odbiera to, co najcenniejsze, prowadząc do zepsucia i upadku, który nie budzi współczucia ani litości. Jest tam więcej przypowieści (trochę w „duchu” publicystyki z zakresu tzw. sprawiedliwości społecznej) niż tradycyjnego horroru. I można napisać, że ta interpretacja stoi na przeciwnym biegunie niż w tej powieści. Robert McCammon też porusza istotne kwestie etyczne (czynienie zła produkcją narzędzi do zabijania), ale u niego są one zaledwie ornamentem, tak samo jak ornamentem u Flanagana jest straszenie. Bardzo interesujące jest porównanie obydwu dzieł, zaś czytanie powieści McCammona i oglądanie serialu Flanagana w zasadzie jest bezkolizyjne. Obydwaj bowiem traktują wyjściowe dzieło E.A. Poe instrumentalnie – co nie jest zarzutem. Efekt w obu przypadkach jest zadowalający.
Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2023-12-11 19:53:14
-Jeszcze nie ma komentarzy-
|
|
|
Artykuły
Plaża skamielin
Zimny odczyt
Wywiad z Anthonym Ryanem
Pasje mojej miłości
Ekshumacja aniołka
Recenzje
Lee, Fonda - "Dziedzictwo jadeitu"
Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia"
Fosse, Jon - "Białość"
Hoyle, Fred - "Czarna chmura"
Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"
Brzezińska, Anna - "Mgła"
Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"
Lindgren, Torgny - "Legendy"
Fragmenty
Grimwood, Ken - "Powtórka"
Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"
Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"
Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2
Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"
Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"
Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)
Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1
|