Wkleję tą opinię tutaj, bo jakoś mi najlepiej pasuje
Lubię RAZ-a za jego publicystykę i cenię ją wysoko. Może dlatego, że stanowi ona celne i cudnie jadowite usystematyzowanie moich własnych myśli nieuczesanych na tym polu. Jednym słowem: dzięki niej mogę sam siebie podsumować. Nawet, jeśli to może świadczyć o mnie negatywnie.
Tak samo było z CZASEM WRZESZCZĄCYCH STARUSZKÓW. Tu się przyznam: do końca jeszcze nie przeczytałem, zostało mi jakieś 50 stron. Nie zmieni to jednak mojej już wyrobionej opinii na temat tej pozycji. Jak to u RAZ-a jest ostro. Ale bicie na odlew nie jest u niego sztuką dla sztuki i nie sprawia mu też sadystycznej przyjemności. Nie służy rozładowaniu własnych frustracji i oczyszczenia się z własnej żółci. Ziemkiewiczowi zależy - a im bardziej widzi, jakie wszystko wokół podłe i zakłamane, tym bardziej go chyba boli. Ale krzyczy już nie z własnego bólu lecz z wściekłości, że źle się wiedzie jego krajowi. Trochę może pomelodramatyzowałem (albo popełniłem klasyczną projekcję...), ale w mojej ocenie, do tego się właśnie rzecz sprowadza.
Książka ta to kontynuacja zarówno POLACTWA, jak i MICHNIKOWSZCZYZNY. Napisana tym samym tonem. Wątki poruszane tam, marginesowo pojawiają się i tu - ten sam kraj, ci sami ludzie - uciec od tego się nie da. Mocne lanie spotyka zatem także (ponownie) cały zakłamany salon z Michnikami, Geremkami i ich klonami mentalnymi - całą tą śmierdzącą zgrają, która swego czasu z tego kraju zrobiła Rywinland. Oczywiście, typowy wykształciuch zapatrzony w swe bożki od razu zaklasyfikuje RAZ-a jako PiSowca. Bo to łatwe i nie wymaga wczytywania się lub - po prostu - czytania ze zrozumieniem. Jednak RAZ nie oszczędza także tzw. prawicy. Mimo że Kaczyńskiego szanuje to nie zostawia na nim suchej nitki i krytykuje na całego. Nie staje w tym sporze po żadnej stronie bezlitośnie wykpiwając nieudolność tego obozu politycznego i jego przerażającą czasami komiczność.
Jak napisałem jednak wyżej, nie dołącza on mimo to do chóru wściekłych staruszków bijących pianę, jak to za Kaczorów demokracja w Polsce była zagrożona, jak to kwitł faszyzm i prawie że pełzał zamach stanu. W tym mi RAZ jest bliski bardzo, bo ja do tej bandy tzw. inteligentów także żywię nie skrywaną odrazę (Geremek, Michnik to dla mnie takie same szuje jak Rydzyk, czy Jankowski do spółki za Antkiem Macierewiczem i całą tą idiotyczną menażerią - druga strona tego samego medalu). I czytając jego publicystykę i książki lżej mi na sercu: oto nie jestem sam. Nie jestem jedynym w stadzie, który zadał sobie trud dotarcia do znaczenia słowa "wykształciuch", a kiedy już do niego dotarłem z przerażeniem odkryłem, jak bardzo Ludwik Dorn miał rację. Udowodniły to zresztą same "wykształciuchy" przyjmujac ten termin jako swój znak rozpoznawczy, nie rozumiejąc nawet jego znaczenia.
O czym jest ta książka? Przeczytacie, zrozumiecie. Jest o sieroctwie po POPiSie. O tęsknocie za zdrowym krajem. O niemożności wszystkiego, jej korzeniach, przyczynach i o podłym zakłamaniu karzącym widzieć w niej typowo polską cechę. Dostają po łbach wszyscy (moje środowisko również - ale tu, poza kilkoma przejaskrawieniami wynikającymi z nieznajomości prawa, czego RAZ nie ukrywa - ma on, niestety rację
) i wydaje mi się, że dobre zakończenie, czy też nadzieja na nie to odległa przyszłość liczona w pokoleniach.
Książka pobudza do myślenia i sporu. I nie można się od niej (zasadniczo) oderwać - ale to RAZ-a wizytówka, nic nowego
Don't blink. Don't even blink. Blink and you're dead.