Tutaj znajdziecie dokładny spis zawartości numeru.
Majowa „Fantastyka” pełna jest niespodzianek. Miał nas zachwycić Jeffrey Ford i dwie nominacje do Nebuli, a najciekawsze okazują się polskie opowiadania i publicystyka.
Jako opowiadanie numeru redakcja przedstawia „Asystentkę pisarza fantasy” Jeffreya Forda, w której autor nie tyle dowodzi swojego niewątpliwego talentu, co raczej daje popis rzemieślniczej sprawności – opowiadanie niczym nie zaskakuje, ale, napisane wprawnym piórem, zajmująco i plastycznie opowiada historię, której niewątpliwie warto skosztować.
Dwa kolejne opowiadania nominowano do Nebuli 2006. Esther M. Friesner w opowiadaniu „Halen pamięta Stork Club” przeplata współczesność z magią i motywem mitycznej Heleny Trojańskiej, a Eugene Mirabelli, opisując „Kobietę w równaniach falowych Schrödingera”, balansuje między opowieścią o miłości a mechaniką kwantową. Nie będąc fanem greckiej mitologii albo współczesnej fizyki, trudno czytać te opowiadania z entuzjazmem, choć jednocześnie nie sposób odmówić im pewnej dozy przewrotności i oryginalności.
Z rodzimego podwórka – które zwykle rozczarowuje – otrzymujemy dwa zaskakująco dobre teksty. Pomysł, na którym Konrad T. Lewandowski oparł swoje „Breslau, Mittelwalde 2”, nie jest, co prawda, pierwszej świeżości, ale dzięki wyobraźni doświadczonego autora, nawet hitlerowskie zombie okazują się materiałem na ciekawą, wciągającą opowieść.
Drugi polski tekst to „John” autorstwa Mariusza Kaszyńskiego, którego „Kopię bezpieczeństwa”, wyróżnioną w plebiscycie przed rokiem, ciągle mam w pamięci. A tym razem jest nawet ciekawiej – Kaszyński buduje intrygujący świat, wiarygodne postacie i nieoczywistą fabułę, po której ma się ochotę na więcej.
W publicystyce dominują refleksje nad kondycją krytyki literackiej. Paweł Matuszek rozprawia się z ignorancją „Lampy”, a Maciej Guzek, na przykładzie „Lodu” Dukaja, dowodzi, jakoby środowisko fantastów nie było gotowe na właściwe przyjęcie arcydzieła, a literacka dojrzałość autora mogła podkopywać jego pozycję w nie zawsze czytelniczo dojrzałych kręgach fantastów. Miast łamać Guzka kołem, tudzież nawlekać go na polemiczne pale, co niebawem, jak mniemam, nastąpi, warto zastanowić się, czy nie ma on aby odrobiny racji.
A jeśli by komuś autorefleksja nie w smak była, polecam jeszcze Wojciecha Szydy „Top sacred”, doskonałe, publicystyczne tym razem, rozwinięcie problemów dotkniętych swego czasu w opowiadaniu „Hexenhammer” – o Ewangelii i Kościele w kontekście pozaziemskich cywilizacji. Jest ciekawie, rzeczowo i bardzo inspirująco.
Podsumowując – gdyby się miała „Fantastyka” nie zmieścić w majówkowy koszyk, warto dla niej zrezygnować z jednej czy dwóch kanapek (non in solo pane vivit homo).